„Nie jestem człowiekiem, jestem dynamitem”[1]
„W rozwój człowieka w naturalny sposób wpisane są kryzysy rozwojowe: bunt dwulatka, kryzys siódmego roku, dojrzewanie nastolatka, kryzys wieku średniego. Jak naszej kulturze traktuje się kryzys? Problem? Zakłócenie? Wyzwanie? Naturalne przejście? Jak Ty traktujesz kryzys?” – czytamy podczas warsztatów z rodzicami z kart „My, Rodzice – wyzwanie, rola i przygoda” wydanych przez myślnik. Zastanawiamy się, wymieniamy refleksjami, dyskutujemy.
Kryzys czy wyzwanie?
Dla wielu osób, okres dojrzewania wpisuje się w kategorię kryzysu, zarówno dla nastolatków, jak i rodziców. Psychika i ciało nastolatka zmieniają się bardzo intensywnie. Następuje przebudowa mózgu, który, jak mówi doktor Marek Kaczmarzyk, neurodydaktyk i biolog, można porównać do miasta w budowie: niektóre połączenia dopiero się tworzą, inne właśnie zostały zburzone, dawniej działające drogi są już nieczynne. Nie dziwi więc, że dochodzi do zderzeń, wypadków, awantur na drodze. Młodzi skarżą się, że ciało ich zaskakuje: rośnie nieproporcjonalnie, ręce wydają się za długie, nogi się plączą, bolą kości i mięśnie, miesiączka daje się we znaki, a wzwody potrafią zaskoczyć w najmniej sprzyjających okolicznościach, od rana chce się spać, a noc wydaje się najlepszym momentem do tego, żeby się uczyć, grać, gadać z przyjaciółmi. W ciągu dnia mierzą się ze szkołą, relacjami z rówieśnikami, rodzicami, domowymi obowiązkami. Starają się też określić siebie na nowo, w końcu przechodzą zmianę od dziecka do dorosłego.
Wszystko to dzieje się w sytuacji, w której nastolatek ma trudności z czytaniem i rozumieniem emocji swoich i innych. Stąd wpadki komunikacyjne w domu. Rodzic zatroskany o zdrowie emocjonalne swojego dziecka, wnioskując po minie, którą widzi, pyta kilka razy: „Czy coś się stało?” Po kolejnej odpowiedzi: „Nie, a co?”, potrafi się zebrać chmura gradowa nad głową dziecka, które wścieka się o to, że rodzic zawraca głowę i naciska. Nie jest rzecz jasna świadomy wyrazu twarzy, który prezentuje, bo jeszcze nie wie, co dzieje się w środku jej lub jego głowy i nie potrafi się do tego odnieść. Na dodatek, wydaje się, że to, co było ważne kiedyś, dziś straciło na wartości. Rodzice wydają się z innej epoki, a nauczyciele zyskują status utrudniaczy życia. Pojawia się zatem potrzeba, żeby zakwestionować to, co kiedyś przyjmowało się bez mrugnięcia okiem, znaleźć nowe wartości. A do tego niezbędny jest bunt.
Po drugiej stronie mamy rodzica, który stawia czoła codziennym sprawom: pracy, ogarnianiu domowych zadań, spłacaniu kredytów, zmęczeniu, relacjom z innymi, tym zawodowym i tym osobistym, wyrwaniu dla siebie trochę czasu wolnego, wyrzutom sumienia, że to robi. W domu zaczyna mieć dorastające dziecko, które jeszcze jakiś czas temu było uroczym, chłonącym jak gąbka mądrości rodzicielskie, maluchem. Teraz, dorosły konstatuje ze zdziwieniem, jest rosnącym w ekspresowym tempie młodzikiem, który potrafi powiedzieć, że zmarnowaliśmy mu życie i że się na świat nie prosił. Jednocześnie rodzic widzi, jak trudno konfrontować się ze zmianami ciała, jego akceptacją, emocjami, które przechodzą przez umysł jak huragan, rzucając nieszczęśnika od euforii po rozpacz. Nagle tak wiele kwestii staje się problemem, opinie innych potrafią dotknąć do żywego. Przychodzi czas rozczarowania otaczającym światem i tym, jak funkcjonuje, a jednocześnie nasze dziecko zdwaja wysiłki, żeby w nim się odnaleźć. Przy czym, przedziwna jest to sytuacja, w której rodzic próbuje zrozumieć nastolatka, kiedy on sam siebie nie rozumie.
A zatem: kryzys, problem, wyzwanie.
Wyzwanie czy szansa?
Mam ogromne szczęście, że od 10 lat pracuję z nastolatkami. Mogę rozmawiać z nimi na tematy zakochania i miłości, seksualności, szans i trudności ukrytych w dorastaniu, wyzwań związanych ze szkołą, pomysłach na życie. Ale to, co najbardziej doceniam w kontakcie z nimi, to odwaga w szukaniu odpowiedzi na fundamentalne pytania: Kim jestem? Jaka chcę być? Czego chcę? Czy życie ma sens? Jak żyć?
Jako dorośli często nie mamy siły stawiać czoła takim tematom. Boimy się kompromitacji we własnych, lub innych oczach. Mogłoby się okazać, że nasze życie nie jest takie, jakie chcielibyśmy, że nie daliśmy rady, że odpuściliśmy marzenia i nie wiadomo, czy było warto. A nuż zaglądając w sobie zbyt głęboko, ześlizgniemy się w przygnębienie, rozczarowanie samymi sobą, szaleństwo?
Natomiast nastolatek idzie w te rozważania, jak w dym. Przeobraża się, a więc niejako tworzy siebie na nowo. Próbuje samookreślić się, przyłączając się do grup reprezentujących określone wartości, albo manifestuje siebie w kontrze do nich. Chce być niezależną jednostką, ale też przynależeć do kogoś lub czegoś. Przegląda się w innych i mierzy się z tym, co zobaczył. Żeby stać się bardziej samodzielny, potrzebuje zakwestionować to, w czym wyrastał. Dobrze myślicie, potrzebuje poddać krytyce wartości rodziców, stanąć w opozycji do dorosłych i ich pomysłu na życie. Po co? Żeby wyrobić sobie charakter, wyrobić sobie własne opinie, podejmować swoje decyzje, znaleźć swój pomysł na życie. Jak mówi mój kolega terapeuta, to rodzic jest sparingpartnerem dla swojego dziecka. Łatwiej bowiem boksować się z rodzicem, który powinien kochać nas bezwarunkowo, niż z rówieśnikami, którzy są super ważni w tym okresie życia lub nauczycielami, od których zależą stopnie.
Jakkolwiek trudny może to być czas w relacji rodzic-dziecko, to pamiętajmy, że minie i jeśli mądrze rozegramy tą partię, to odkryjemy coś nowego o sobie, o swoim dziecku i wejdziemy w inny wymiar relacji, który zaprocentuje nam w przyszłości.
„Taaa, jasne” – może powiecie. Ale gdyby tak, pomyśleć, że bunt naszego dziecka, może być okazją do tego, żeby uważniej przyjrzeć się swojemu życiu? Spróbować skonfrontować się z pytaniami o jego jakość? Przemyśleć swoje wybory? A może nawet wprowadzić zmiany, które zawsze chciałyśmy zrobić? Może się okazać, że obudzi się w nas apetyt na życie, jaki mieliśmy, kiedy byliśmy młodsi.
A jednak: wyzwanie i szansa.
Szansa na …
Pokuszę się o stwierdzenie, że nastolatek jest, a przynajmniej bywa ucieleśnieniem filozofii egzystencjalnej. Zostańcie ze mną, nawet jeśli wydaje się Wam to przesadzone.
W filozofii egzystencji mieści się jednocześnie, i zaprzeczenie, i afirmacja. Z jednej strony, mamy poddawanie w wątpliwość, krytyczną postawę, negowanie zasad i norm, a więc wszystko to, w czym nastolatki pływają jak ryby w wodzie. Z drugiej strony, na pierwszy plan wybija się afirmacja własnych wyborów, szukanie tego, kim chcemy być. Nastolatkowie szukają samookreślenia, swojej tożsamości, a jednocześnie mają moc obnażania ściemy, kłamstwa, nieautentyczności. Choć jak wszyscy, czasem sami w nie popadają. A jednak, próba życia po swojemu, kwestionowanie, czy nawet odrzucenie tego, „co się powinno”, na rzecz tego, „co chce się zrobić”, jest przywilejem i ogromną zaletą młodości. I to jest coś, czego możemy uczyć się od młodych.
Już słyszę kontrę: Łatwo powiedzieć, kiedy ma się naście lat i kiedy życie stoi przed Tobą otworem. Ale kiedy dokonało się określonych wyborów, ścieżki życia zawężają się do konsekwencji, które za nimi idą. Macie rację, ale … Przypomnijcie sobie jak dobrze było czuć, że jeszcze wszystko jest możliwe, że mamy siłę i moc, żeby osiągnąć to, co zaplanowaliśmy i o czym marzyłyśmy. Jak kusząca jest myśl o pragnieniu mocy, o tym, żeby żyć z odwagą i bez wstydu. Czasem wydaje mi się, że nastolatkowie, w swoich najlepszych momentach życia, są spadkobiercami myśli Fryderyka Nietzsche’go, z jego filozofią siły i bezkompromisowości w realizacji siebie. Nie myślcie, że blisko jest mi do nazistowskiej interpretacji jego myśli. Nic z tego. Ale odwaga w tym, żeby kwestionować to, co zastałe, przewartościowywać wartości, szukać mocy w sobie jest szalenie bliska energii dojrzewania.
Rzecz jasna, nie tylko ideami człowiek żyje, ale też momentami swojej słabości, niemocy i poczucia znikomości. Tyle, że kiedy uda nam się od nich odbić, poczucie siły i sprawczości zyskuje na znaczeniu.
Zachęcam nas zatem do czerpania inspiracji od swoich dorastających dzieci. Dowiemy się: co teraz się czyta, co ogląda, czego się słucha, co warto śledzić na TikTok’u, dlaczego Discord jest świetną platformą do komunikacji, i co na temat płci sądzą ich znajomi. Mamy szansę na podejrzenie innego świata, na poszerzenie horyzontów, na sztachnięcie się pełnią życia i przypomnienie sobie tych momentów, kiedy czuliśmy, że jesteśmy wolni i otwarci na nowe wyzwania.
Sztuka życia
Aby złapać łyk świeżości w kontekście kreowania własnego życia, podrzucam tutaj koncepcję wiecznego powrotu Nietzschego. Pisze on tak: „Życie to, jakie teraz przeżywasz i przeżywałeś, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy; i nie będzie nic w niem nowego, tylko każdy ból i każda rozkosz i każda myśl, westchnienie i wszystko niewymownie małe i wielkie twego życia wrócić ci musi, wszystko w tym samym porządku i następstwie.”[2] Wizja ta Was upaja, czy przeraża? Ja mam ciarki i czuję ekscytację z nutą grozy. Nie martwmy się tym, co już było, radzi Fryderyk, kochajmy swój los. Nie myślmy o tym, co już zrobiłyśmy, albo czego nie zrobiliśmy. Zaakceptujmy, to co się wydarzyło, doceńmy, wyciągnijmy z tego wnioski i idźmy do przodu z podniesioną głową.
Pojawia się pytanie: Jak zachować równowagę między tym, co młode, szalone, ryzykowne, a tym, co dojrzałe i stabilne? Wiemy przecież, że dla dorastania typowe są: huśtawka nastrojów, czarno-białe widzenie świata, podejmowanie ryzykownych decyzji, kłopot z przewidywaniem konsekwencji. Dla dorosłych z kolei typowa jest postawa „wiem lepiej i powiem Ci co wybrać”, zamartwianie się, lękowe reakcje na pomysły dzieci. Jeszcze tylko raz wrócę do Nietschego. Zaprawdę, wydaje się, że ma on rozwiązania na różne nasze słabości duszy.
Jeśli będziemy mieć szczęście uda nam się to, co jest spontaniczne, dzikie, kreatywne, z tym, co logiczne, racjonalne, uporządkowane. Połączenie tych dwóch pierwiastków było dla Nietzschego najwyższą formą sztuki. Jakkolwiek większą wartość przykładał do tego pierwszego, jako tego, co oddaje istotę bycia człowiekiem, w czym mieści się żarliwość i intensywność odczuwania rzeczywistości.
Jeśli i nam udałoby się połączyć te wątki w jedno, nawet jeśli tą spójność zdarzałoby nam się tracić, mamy szansę na pełniejsze, bardziej wielowymiarowe życie. Jeśli jeszcze od czasu do czasu, znaleźlibyśmy przestrzeń na rozmowę z dzieckiem o tym: co to znaczy być sobą, jak poznawać samego i samą siebie, gdzie szukać sensu, mamy ogromną szansę na świadome towarzyszenie naszemu nastolatkowi w jego drodze życiowej.
Być w bardziej autentycznym kontakcie z dzieckiem? Towarzyszyć sobie wzajemnie w drodze? Razem eksplorować zagadki świata? Takie życie warto powtarzać nieskończoną liczbę razy.
—-
Anna Jurek – absolwentka filozofii na Uniwersytecie Łódzkim i edukatorka. Zajmuje się filozofowaniem z dziećmi. Na Instagramie prowadzi profil pani.cogito.filozofuje. Z młodzieżą i rodzicami rozmawia o dojrzewaniu. Wiceprezeska Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK.
Inspirowałam się książką: „Filozofia dla zabieganych. Mała książeczka o wielkich ideach” Jonny Thomson, Insignic Media, Kraków 2021. I Wam ją bardzo polecam.
Karty „My Rodzice” można znaleźć na stronie: myslnik.com.pl
[1] Cytat za: Fryderyk Nietzsche.
[2] F. Nietzsche, „Wiedza radosna”.